Coraz więcej uniwersytetów z miejsc, gdzie poszukuje się prawdy, przekształca się w miejsca, w których pierze się mózgi.

Dyktatura relatywizmu na zachodnich uniwersytetach. Poncjusz Piłat jako patron świata akademickiego?

wpolityce.pl

Kryzys współczesnych elit zachodnich w dużej mierze wynika z kryzysu szkolnictwa wyższego, a zwłaszcza odejścia od ideału uniwersytetu, który rozwinął się w łonie naszej cywilizacji. Najprostsza definicja mówiła, że uniwersytet to mistrz i uczniowie, którzy wspólnie poszukują prawdy. Tak jak Sokrates, który stosując metodę majeutyczną pomagał swym uczniom odkrywać prawdę. Gdy w średniowiecznym Paryżu wybuchały strajki i profesorowie wraz z żakami opuszczali stolicę, mówiło się, że to uniwersytet opuszcza miasto. Dlatego że uniwersytet to nie były budynki, lecz mistrz i uczniowie…..

Zapomniane ideały uniwersytetu

Zapomniane ideały uniwersytetu

pch24.pl

….Współczesne uniwersytety opuszczają coraz gorsi absolwenci, coraz częściej szkoleni przez ideologicznie zacietrzewioną kadrę, która nie tyle zaniechała odwiecznego ideału nauki, jakim jest pogoń za prawdą, co w dużej mierze wręcz ten ideał odrzuca jako niepożądany. Dlaczego tak się dzieje?..

..Co można zrobić? Z pewnością można i warto stawiać opór i trzymać się ideału poznawania i przekazywania wyłącznie prawdy. Na tych łamach, gdzie regularnie goszczą profesorowie wierni temu ideałowi, to oczywistość. Musimy jednak patrzeć trzeźwo na cały system i mieć świadomość, że bez głębokich zmian możliwości poprawy są ograniczone. A głębokie zmiany z kolei są nierealne, gdyż państwowy system uniwersytecki tkwi w szerszym, światowym systemie

Świat akademicki a świat polityki

 
0
 

Świat akademicki a świat polityki

w opinii Ryszarda Legutki

Fragment wypowiedzi

podczas spotkania Krakowskiego Klubu Wtorkowego

nt.  Sprawiedliwy człowiek – sprawiedliwe państwo

25 września 2013 r.

(zdjęcia i wideo – Józef Wieczorek)

3

Rejestracja klubowa całego spotkania KKW

Uniwersytet sam się degraduje

Czy to koniec uniwersytetu?

blogpress.pl 18.11.2012

Zadajmy sobie pytanie, kto może mieć interes w tym, żeby uniwersytet trwał, żeby był wysokiej jakości? Kto ma interes w tym, żeby uniwersytet biernie podporządkowywał się pewnym trendom rynkowym i schodził w dół? – zastanawiał się prof. Zybertowicz w czasie debaty poświęconej kondycji uniwersytetu i jego przyszłośc…i

W auli starego BUW-u odbyła się debata zorganizowana przez kwartalnik „Rzeczy Wspólne”, NZS i stowarzyszenie „Młodzi dla Polski”. W dyskusji wokół najnowszego numeru czasopisma, w którym głównym tematem jest pytanie czy to koniec uniwersytetu, uczestniczyli: prof. Andrzej Zybertowicz (socjolog, UMK), Andrzej Maśnica (politolog, publicysta RW), prof. Jolanta Choińska-Mika (historyk, UW, twórczyni reformy nauczania historii).

Spotkanie prowadził redaktor naczelny RW Bartłomiej Radziejewski, który w artykule wstępnym napisał, że po pierwsze uniwersytet zostaje podporządkowany żywiołom rynku i demokracji, przez co zostaje sprowadzony do roli narzędzia panującej ideologii, po drugie szkoła wszystkich szczebli straciła na rzecz mass mediów status głównego wychowawcy, te z kolei kontrolowane przez wielkie grupy kapitałowe ekrany i szpalty, ze swoimi bohaterami-celebrytami, kształtują dziś moralność i osobowość, po trzecie uniwersytet sam się degraduje, godząc się na rezygnację z kształtowania charakterów i wiedzy na rzecz umiejętności, na podważenie idei prawdy, na hiperspecjalizację.

Pozostaje wprawdzie uniwersytet kuźnią elit – twierdzi Radziejewski – ale to już głównie elity w sensie opisowym. Kryzys uniwersytetu przekłada się na zanik elit zdolnych do mierzenia się z coraz poważniejszymi problemami skali cywilizacyjnej….

Kluczem do naszego rozwojowego sukcesu pozostaje uniwersytet

Kleiber: Taka Polska jutro, jak jej uniwersytety dzisiaj

Michał Kleiber – Dziennik Gazeta Prawna, 14.05.2012

…… kwestia powszechności studiów. Także tu mamy się czym pochwalić – dziś studiuje ponad połowa młodzieży w wieku 19 – 24 lat, co stawia nas pod tym względem na jednym z czołowych miejsc na świecie. Niesie to ze sobą daleko idące konsekwencje. Liczba studentów od 1990 roku zwiększyła się prawie pięciokrotnie, a liczba wyższych uczelni oscyluje wokół 460. Jednak biorąc pod uwagę, iż liczebność kadry nauczającej wzrosła w tym okresie o ok. 30 proc., oczywistą konsekwencją jest przeciążenie nauczycieli akademickich dydaktyką i tworzenie zbyt wielu możliwości studiowania na kierunkach tanich, kosztem najbardziej potrzebnych kierunków ścisłych i technicznych….

…..Kluczem do naszego rozwojowego sukcesu pozostaje uniwersytet. Aby jednak stał się rzeczywistą ostoja cywilizacyjnego postępu, musimy odpowiedzieć na wiele kluczowych pytań dotyczących jego funkcjonowania. Jaka ma być rola państwa w sprawach uczelni publicznych – mała jak np. w USA, średnia – jak obecnie, czy może (nie daj Boże) duża – jak u nas przed laty? Jaki powinien być zakres wsparcia ze środków publicznych dla uczelni prywatnych? Czy system wartości, które niesie ze sobą uczelnia, powinien mieć charakter usługowy, czy kulturowy, i czy wykształcenie wyższe jest dobrem bardziej prywatnym, czy bardziej publicznym? Jak wobec nadchodzącego niżu demograficznego powinien wyglądać proces konsolidacji szkół? I bardziej szczegółowo: czy jesteśmy za tym, żeby utrzymać podział na tradycyjne wydziały już od początku studiów, czy też może powinniśmy oferować studentom pierwszych lat solidną bazę ogólną i opóźnić proces specjalizacji? Czy rola starszyzny akademickiej powinna być duża (jak obecnie), czy znacznie mniejsza (jak np. w USA) i czy w związku z tym chcemy mieć naprawdę szybkie tempo kariery naukowej (rządy trzydziestoletnich profesorów!)? Jaka powinna być pozycja rektora: czy ma to być profesjonalny menedżer, wybitny uczony budujący wizerunek uczelni, czy może tylko przedstawiciel uczelnianej społeczności? I wreszcie najbardziej delikatna sprawa, czyli wieloetatowość kadry. Czy gotowi jesteśmy do postawienia sobie za cel, aby za 6 czy może choćby 10 lat każdy uczony związany był tylko z jednym miejscem pracy – co jest drogą do podniesienia jakości oferowanego wykształcenia?

Zarządzający nauką nie wiedzą, że uniwersytety to nie tylko budynki

Profesor Ewa Nawrocka: Wszyscy jesteśmy przestępcami

Ewa Tomaszewicz, Gazeta Wyborcza, 1.05.2012

„Czy tak głęboko zanurzyliśmy się w szambie, że pokochaliśmy smród rozkładu?” – pyta w dramatycznym wystąpieniu na uczelnianej konferencji prof. Ewa Nawrocka z Uniwersytetu Gdańskiego. Ta wypowiedź to reakcja na nikły odzew pracowników UG na jej próby walki o poprawienie sytuacji na uniwersytecie…

…profesor Nawrocka postanowiła coś zmienić. Zdiagnozować sytuację na uczelni, poszukać środków naprawczych. Wysłała list do ponad osiemdziesięciu adiunktów, profesorów, doktorów i pracowników naukowych, w którym poprosiła, by opisali, co ich najbardziej boli i oburza w tym, co się dzieje na uczelniach. Odpowiedziało dziewięć osób. „Sprawiedliwych, naiwnych, frustratów, anarchistów?” – zastanawia się pani profesor. A co z pozostałymi? „Czy tak głęboko zanurzyliśmy się w szambie, że pokochaliśmy swoje zanurzenie i smród rozkładu?” – pyta..

……”Profesorowie żyją w wieży z kości słoniowej, w nic się nie angażują” – kontynuuje. „Piszą książki, których nawet ich studenci nie czytają, jeżdżą na drogie konferencje, na które tylko ich stać, potem publikują swoje wystąpienia w książkach pokonferencyjnych, które muszą udawać monografie, bo za monografie liczą się punkty. Znudzeni, cyniczni, wypaleni, przystosowujący się do każdej sytuacji.”….”Zarządzający nauką nie wiedzą, że uniwersytety to nie tylko budynki, przeszklone hole i najdroższa aparatura, że to przede wszystkim sprawa ducha i intelektu, sztuka zadawania pytań, szukania odpowiedzi, pasja tworzenia, obcowanie z wartościami” – mówi…

….”Bezmyślna i nieodpowiedzialna reforma szkolnictwa podstawowego i średniego doprowadziła do kompletnej zapaści edukacyjnej” – kontynuuje prof. Nawrocka…

….A właściwie co oferuje Uniwersytet swoim studentom? Coraz to nowe kierunki, bo punkty za to są. Kierunki, na których wciskamy im iluzoryczną, nikomu do niczego niepotrzebną, pozorną wiedzę, której oni i tak nie przyswajają, bo już wiedzą i już widzą, że to im się do niczego nie przyda. Uprawiamy wzajemne obrzydliwe, oszukańcze praktyki. My ratujemy swoje etaty, kombinując, skąd by tu jeszcze znaleźć godziny, które nam rektor i ministerstwo każą ograniczać. Studenci nie uczą się i nie umieją się uczyć, nie czytają literatury, nie myślą, nie są w stanie zbudować dłuższej, spójnej merytorycznej wypowiedzi ustnej, piszą z błędami stylistycznymi i ortograficznymi. Trudno się nawet temu dziwić. Język polski jest dyskryminowany jako język naukowy.”……

……”A studenci? Czy żądają, by od nich czegoś wymagano? By uczciwie rozliczano z tych wymagań? Czy skarżą się na olewanie zajęć przez prowadzących, na niepunktualnych i nieprzygotowanych do zajęć wykładowców, nudne ćwiczenia i wykłady? (…) Mało kto odważa się oblać studenta, bo rozpadnie się grupa, bo zabraknie godzin, bo zagrożone będą nasze etaty. Czy studenci oburzają się na praktyki łapówkarskie? Czy potępiają ściąganie i kupowanie prac licencjackich i magisterskich ? Notorycznie zrzynają z internetu.

Cywilna odwaga oraz swoboda wypowiedzi mają swoje granice, zwłaszcza na Uniwersytecie

Jestem baronem. Niech chcę dłużej żyć w średniowieczu

Gazeta Wyborcza Wrocław, Dr Andrzej Dybczyński 2011-01-28

Do napisania tego tekstu skłoniły mnie ponad dwa lata obecności w Senacie Uniwersytetu Wrocławskiego i udział w wielu wydarzeniach z życia uczelni – zarówno tych oficjalnych, jak i niektórych spośród tych, które toczą się pod powierzchnią oficjalnego uczelnianego życia. Do napisania tego tekstu skłoniły mnie rozmowy z kolegami z Instytutu i uczelni. Lecz przede wszystkim do napisania tego tekstu skłoniły mnie względy bardzo osobiste. Mam coraz większe trudności z odróżnieniem tego, co dla mojej uczelni jest dobre, a co jest złe. Coraz trudniej mi oceniać, czy zło, na które przymykam oczy i które sam aktywnie czynię, warte jest dobra, które dzięki temu się rodzi. Mam rodzinę, mam kilku przyjaciół i mam dziesiątki studentów. Bardzo chciałbym pozostać wobec nich uczciwy. Coraz trudniej mi milczeć, bo nie mogę sobie poradzić ze świadomością tego, jak umiera we mnie miłość do mojej uczelni…

Co charakterystyczne dla naszego środowiska, wszystkie opinie krytyczne (przynajmniej te, które miałem okazję przeczytać do dnia dzisiejszego) wyrażane są anonimowo. Cóż, cywilna odwaga oraz swoboda wypowiedzi mają swoje granice, zwłaszcza na Uniwersytecie. U nas tą granicą jest możliwość urażenia jednego z prominentnych uniwersyteckich profesorów. Rzecz jasna, z inną sytuacją mamy do czynienia w wypowiedziach anonimowych.

………Wstydzę się za swoją uczelnię. Wstydzę się za siebie. Wstydzę się za to, czym zajmują się ludzie korzystający z przywileju życia na koszt podatników…..Marnotrawimy pieniądze liczone w dziesiątkach milionów złotych i użalamy się nad sobą, żyjąc zastępczymi tematami i w głębi duszy nie wierząc już chyba w żadną z wartości, które lata temu, gdy opuszczaliśmy licea, kojarzyły nam się ze słowem „Uniwersytet”……Kiedyś powiedziałem, że gdyby obrady naszych ciał kolegialnych były transmitowane w telewizji, to Sejm zredukowałby nakłady na naukę do zera przy powszechnym poparciu społeczeństwa.